czwartek, 29 sierpnia 2013

Podsumowanie akcji "Najlepsze wiktuały..." i manewrów TMA w Tarnowie


Po długich, a ciężkich zmaganiach z komputerem, małym lenistwem i nie chcącym spać Tobiaszem, udało mi się zebrać siły, by podczas wypoczynku w rodzinnym domu na wsi, napisać podsumowanie dwóch akcji do których istnienia przyłożyłam rękę. Jedna to akcja kulinarna "Najlepsze wiktuały w powiecie,czyli... kuchnia w klimacie międzywojnia.", druga to tarnowskie manewry Towarzystwa Michała Archanioła. Jedna z drugą miała dość dużo wspólnego, gdyż uczestnicy TMAnewrów zajadali się potrawami przygotowanymi według niektórych przepisów z akcji. Niestety nie udało mi się przygotować wszystkich potraw, które zwyciężyły w akcji kulinarnej, gdyż ugotowanie np. sarniny dla dwudziestu osób, zdecydowanie przekraczałoby mój budżet (tzn. przekazany mi przez Fundację Tradycji Miast i Wsi). Nie mniej jednak manewry w Tarnowie, wbrew moim obawom były jednak sukcesem, a moim osobistym sukcesem było to, że nikt nie chodził głodny :). Manewry rozpoczęły się uroczystą kolacją, która z powodu mojego statystowania w filmie "TodMachine" - o czym opowiem innym razem, bo to też ciekawy projekt,  nieco się opóźniła.
Klimat był dość niesamowity, kiedy w środku Tarnowa, gotowałam pierogi na piecu kaflowym, wyjmując je ogromnie długą łyżką drewnianą, gdyż w całym tym zamieszaniu zapomniałam wziąć z domu cedzaka.
 A to wszystko przy akompaniamencie starych pieśni, śpiewanych piętro wyżej. Jedna fraza szczególnie przykuła moją uwagę - "...Głód, powietrze, ogień, woda ,I wszelaka zła przygoda...", która mnie nieco ponagliła w staraniach o jak najszybsze podanie kolacji ;).

 Kiedy jednak wszystko już się udało zrobić, goście na manewrach skosztować mogli pierogów ze szpinakiem, które przypadły im najbardziej do gustu, ruskich, z cukinią, kaszą gryczaną oraz z serem żółtymi,fetą i ziemniakami. Ja musiałam wracać do domu, do Tobiasza, ale rozmowy trwały jeszcze ponoć późno w noc...
Wykorzystując zapasy determinacji, by jak najlepiej wywiązać się z powierzonego mi zadania, udało mi się nazajutrz wstać na tyle wcześnie, by przygotować na śniadanie owsianki zapiekane, które już znacie z poprzednich wpisów. Panowie na początku byli nie ufni, kiedy usłyszeli, że to posiłek na słodko, ale później zauważyłam dokładki na ich talerzykach, co wywołało mały uśmiech na mojej twarzy :).

Po wielogodzinnych testach gry szlacheckiej, z których krótki reportaż możecie zobaczyć TU przyszedł czas na obiad, który udało się przygotować dzięki nieocenionej pomocy kilku manewrowiczów. Bo wbrew pozorom, przygotować obiad dla dwudziestu osób, to nie taka szybka sprawa...

 Zajadaliśmy się cielęciną według przepisu Chimka, z bloga Kuchniacyniczna.blogspot.pl, moim spaghetti z cukinią, oraz... ziemniakami po gotzku, popisowym daniem Dawida Hallmana  (osobiście przez niego doprawionym). A i żebym nie zapomniała o zupełnej nowości. Na manewrach powstało bowiem zupełnie nowe danie - pierogitta. To bardzo nowatorska potrawa, którą niezwykle łatwo wyczarować, jeśli akurat macie pod ręką kilkanaście ugotowanych wczoraj pierogów, które postanowiły stworzyć związek nierozerwalny żadną ludzką siłą. Należy wtedy pozwolić złączyć im się w jedno "ciało", tzn po postu podgrzać je na patelni, ciągle mieszając, aż powstanie z nich w miarę jednorodna masa. Wbrew uprzedzeniom estetycznym, pierogitta smakowała wybornie! ;)
Jeśli zaś chodzi o słodkości, to krucho-drożdżowe ciasteczka  z bloga Jedz i smakuj, okazały się wyśmienite. Zrobiłam z trzech porcji, a i tak wszystkie się rozeszły. Tradycyjnie, była też drożdżówka ze śliwkami, a także muffinki, z poprzedniego wpisu.





 Niestety śpiący Tobiasz, nie pozwolił mi uczestniczyć w wyprawie z pochodniami na górę św. Marcina w Tarnowie, ale za to dołączyłam do ekipy nazajutrz, podczas nagrywania starych pieśni, w studiu mojego męża :). A potem przyszedł czas rozstania, który umiliły mi podziękowania za chyba dość dobre jedzenie...
Ja natomiast chciałam podziękować wszystkim uczestnikom organizowanej przeze mnie akcji kulinarnej, bo choć nie było was wiele, część z was bardzo mile mnie zaskoczyła swoim zaangażowaniem. Mam tu na myśli w szczególności Chimka, który dodał, aż dwa przepisy, a każdy okraszony obszernym, niezmiernie interesującymi dobrze się czytającym komentarzem. Również autorka przepisu na Sarninę hrabiny bardzo się postarała. I świetnie wczuła się w klimat... W związku z tym niniejszym ogłaszam, że :

Mlecznik z Chodzieży wygrywa

Sarna z czerwoną kapustą jak z kuchni hrabiny     
Drugie miejsce, a zarazem filiżankę wygrywa Chimek. Za ogrom ciekawych informacji na temat kuchni międzywojennej, zaangażowanie i życzliwość (no i naturalnie za świetne przepisy).
Filiżankę otrzymuje również autorka przepisu "Kruche ciasteczka Pani Janki" 
Ostania filiżanka wędruje do Białogłówki, za piękne zdjęcia i ciekawy przepis 

Dziękuję wszystkim i mam nadzieję, że to nie nasze ostatnie kulinarne spotkanie! 
Poniżej zamieszczam wszystkie przepisy zgłoszone do akcji



niedziela, 25 sierpnia 2013

Muffinki jogurtowe z malinami na Tarnowskie manewry Towarzystwa Michała Archanioła

Co prawda TMAnewry już za nami, ale jestem tak zmęczona przygotowaniami do nich, że brak mi sił na wysiłek intelektualny jakim jest napisanie postu traktującego o tychże manewrach, a zarazem będącego podsumowaniem akcji : "Najlepsze wiktuały w powiecie, czyli...kuchnia w klimacie międzywojnia". Bo jeśli ktoś pamięta, uczestnicy manewrów zajadali się potrawami, które zwyciężyły w akcji. A poza tym oparzyłam sobie palec w trakcie pieczenia muffinek i ciężko mi pisać ;)
Także, na osłodę wrzucam dziś kilka zdjęć zrobionych podczas kuchennego szaleństwa, tuż przed rozpoczęciem manewrów. Wszystko co tylko mogło piekło się, gotowało, miksowało, mieszało a przy okazji pięknie pachniało i jeszcze lepiej smakowało :)



Muffinki z malinami i jeżynami, tuż przed włożeniem do piekarnika 


Muffinki jogurtowe z malinami i jeżynami


Składniki: 25 dag owoców * 25 dag mąki * sól * 2 łyżeczki proszku * jajko * 10 dag brązowego cukru * cukier waniliowy * 250 ml maślanki lub jogurtu * 2 łyżki stopionego masła * łyżeczka otartej skórki z cytryny * cynamon


Sposób przygotowania: 

Jajko ubić z cukrem,cukrem waniliowym i jogurtem.Dodać
mąkę,utrzeć,wlać masło,dodać skórkę i owoce,wymieszać.Wypełnić foremki
do 2/3 wysokości, do każdej na środku dodać jeżynę, tak jak na zdjęciu, piec 15 min w 220 stopniach [z nawiewem mniej]




Prezent od Natalii, cudnie przysłużył się muffinkom,
 a i owsianka też była zadowolona...



Cóż, piekąc, nie mogę sobie odmówić prawa do spróbowania...

Tajny składnik dania głównego, serwowanego w sobotę :)





środa, 21 sierpnia 2013

Jabłka obsypane owsianym złotem.

Płatki owsiane to mój ulubiony składnik w kuchni. Poza drożdżami, ale je uwielbiam za tajemniczą konsystencję i niemal magiczne zdolności przemiany. Natomiast płatki są moim faworytem ze względu na zastosowanie. 
Są jak biała farba podczas malowania. Niezbędne. Mogą być za równo podstawą, jak i akcentem nadającym całości charakteru.Tworzenie, a właściwie poszukiwanie smaku jest bardzo podobne do mieszania farb w celu uzyskania właściwego odcienia. Jest tajemnicą. Nigdy do końca nie wiadomo czego i w jakiej ilości dodać, by uzyskać efekt będący odzwierciedleniem naszej wizji...
 Czasami mam wrażenie, że kiedy całkowicie zaangażuję się w poszukiwania, mieszam, dodaję, próbuję, patrzę, i znów, i znów...to już nie ja kierują moimi działaniami. Kto, lub co to robi? Czy to osławione natchnienie? Lecz czym jest tak naprawdę...? Kto wie, może to jakaś boska istota w chwili przerwy, dla przyjemności, zakrada się do mojej kuchni?
Z racji dojścia do wniosków o niemal nadprzyrodzonych możliwościach płatków owsianych postanowiłam zrobić na późne śniadanie coś do czego zainspirował mnie przepis z bloga Maksmak - "Jabłka obsypane owsianym złotem". Okazało się to niezwykle trafionym pomysłem. Niezwykle delikatne i chrupiące, urzekają miodową słodyczą, skontrastowaną z mocną nutą kakao. Do tego koniecznie "sos", tzn osłodzony jogurt naturalny i nasza kompozycja jest zamknięta. Na ten moment, bo oczywiście pozostaje otwarta w tym sensie, że każdy może z nią eksperymentować w dowolny sposób, gdy tylko przyjdzie mu wena kulinarna ;)





Jabłka obsypane owsianym złotem



Składniki: * 3 średnie jabłka * około 1, 5 szklanki płatków owsianych * 1/4 szklanki wiórków kokosowych *1 jajko * szklanka mąki pełnoziarnistej * 1 łyżeczka proszku do pieczenia * szklanka wody gazowanej * 3 łyżki miodu * łyżeczka cynamonu * łyżeczka kakao * olej * jogurt naturalny * cukier lub miód do jogurtu



Sposób przyrządzenia:

Płatki wysypujemy do miski i mieszamy z wiórkami kokosowymi. Jajko, mąkę proszek, wodę, miód (musi mieć płynną konsystencję), cynamon i kakao mieszamy ze sobą, aż ciasto będzie gładkie. 
Jabłka obieramy i kroimy na plastry, około 1 centymetrowe. Nabijając na widelec obtaczamy je najpierw w cieście, potem w płatkach owsianych. 
Na patelni rozgrzewamy olej i smażymy, aż płatki będę złote z obydwu stron. Musimy je położyć następnie na ręczniku papierowym, żeby nadmiar tłuszczu się wchłonął i nie przeszkadzał później w smaku. Podajemy z jogurtem wymieszanym z miodem, lub cukrem, w proporcjach wedle uznania .





Smacznego!

wtorek, 20 sierpnia 2013

Uroczysta owsianka sernikowa

Wiedząc, że ten dzień nie zapowiada się zbyt dobrze , chciałam uczcić go chociaż uroczystym śniadaniem. Bo czy to nie pech - egzamin na prawo jazdy, w pierwszą rocznicę ślubu? I to w dodatku o godzinie 8.30? Przy okazji oczywiście nie zdany. Poza tym Rafał miał go spędzić cały dzień w pracy, więc poranek miał być jedynym wspólnym momentem w ciągu tego dnia.

W przeddzień rocznicy zastanawiając się, co by tu przyrządzić, przypomniało mi się śniadanie w dzień naszego ślubu - nic innego jak...owsianka;) Co prawda mój mąż niezbyt ją lubi w klasycznej wersji, gdyż nie przepada z mlekiem, ale nie było czasu zrobić nic innego. Wtedy wpadło mi do głowy by zrobić ją na sposób uroczysty, zapiekaną taką jak Rafał najbardziej lubi. 

Pieczenie owsianki (jak i ciast w ogóle), ma jedną dużą zaletę - czas oczekiwania na efekt końcowy przed ciepłymi drzwiami piekarnika. Można go wypełnić rozmyślaniami i wspomnieniami. Z racji przeznaczenia rumieniącego się w piecyku dzieła, moje myśli wróciły do dnia mojego ślubu. 

Nie był to bal, czy przyjęcie na 200 osób. Wręcz przeciwnie. Najważniejszym punktem była msza odprawiona w tradycyjnym rycie rzymskim, po łacinie, a obiad zjedzony w gronie najbliższej rodziny i znajomych był tylko dodatkiem. Uśmiech wpłynął na moją twarz, kiedy przypomniałam sobie jak wyglądały przygotowania - sama sobie przystroiłam kościół, sama się uczesałam, umalowałam z małą pomocą  koleżanki, a sukienkę kupiłam tydzień przed ślubem :) Siedząc przed piekarnikiem wspominałam siebie z tamtego dnia i trochę zazdrościłam sobie tego spokoju. Teraz trudniej go osiągnąć. Ale mając za męża tak dobrego człowieka jak Rafał, nigdy nie przestaje się chcieć pracować nad niedoskonałościami swojego charakteru. 
Zauważyłam jednak, że mimo woli, dzięki temu blogowi gotowanie stało się dla mnie terapią odstresowującą. Dlatego po każdym niezdanym egzaminie na prawo jazdy powstaje coś smacznego. A im bardziej skomplikowane, tym lepiej pozwala odreagować. 
Wracając więc do tematu owsianki. Zastanawiając się co Rafał lubi i co akurat mam do dyspozycji, wymyśliłam przepis na "Uroczystą owsiankę sernikową". Spód stanowi owsiano-otrębowy duet, z dodatkiem miodu, połączony mlekiem i jajkiem, zaś nad serowym środkiem króluje czekoladowa śliwka.  Z chrupiącym, apetycznym kokosem. 

Nieco dziś długo i refleksyjnie, ale tak jest, że rocznice skłaniają do rozmyśleń i rozliczeń. Rok to i dużo i mało. Ale gdy ma się małe dziecko okazuje się, że dziwnym sposobem rok to, i dużo, i szybko :)


Uroczysta owsianka sernikowa



Składniki : * 5 łyżek płatków owsianych * 5 łyżek otrąb * 2/3 szklanki mleka * 3 jajka * 2 łyżki miodu płynnego* 50 dag śliwek * łyżka kakao * 4 łyżki płatków owsianych (do śliwkowego wierzchu) * 275 g twarogu białego (ja użyłam półtłustego) * 2 łyżki cukru brązowego * łyżka mąki ziemniaczanej *  banan * cynamon * wiórki kokosowe

Sposób przyrządzenia:

Do naczynia żaroodpornego wsypać płatki owsiane, a następnie otręby. W naczyniu rozbełtać mleko z 2 jajkami. Zalać płatki, a następnie polać miodem. Ser biały rozgnieść widelcem, dodać do niego jajko, mąkę, zmiksowanego banana i cukier. Cukier polecam dodawać stopniowo i próbować, by znaleźć idealny poziom słodkości. Dosypać cynamon, do smaku. Można dodać odrobinę jogurtu naturalnego, by łatwiej połączyć składniki. Lub je po prostu zmiksować.  Następnie wyłożyć na spód owsiany.
Aby przygotować śliwkowy wierzch należy pokroić na połówki i wypestkować owoce, następnie je zmiksować. Po zmiksowaniu wlać do rondelka, dodać płatki owsiane, gotować na małym ogniu, aż płatki będą miękkie. Pod koniec gotowania dodać cukier (około łyżki u mnie), kakao i cynamon ( około pół łyżeczki). Jeszcze ciepłe śliwki przełożyć na ser, posypać wiórkami kokosowymi i wstawić do piekarnika nagrzanego do 170 stopni (z termoobiegiem), na około 35 minut. 

Smacznego! I zapraszam do mojej akcji o kuchni w klimacie międzywojnia. Informacje TUTAJ


P.S. Dodam, że Rafał, który jest bardzo wybredny stwierdził, że jest świetna :)

sobota, 17 sierpnia 2013

Ponadpokoleniowe drożdżowe ciasto podróżne ze śliwkami i porzeczkami

Wróciwszy z krótkich rodzinnych wakacji w górach, umieszczam wpis specjalny. Choć przepis zawarty w nim prosty i stary jak świat. A przynajmniej jak świat moich wspomnień.
Pragnąć zachęcić, a może ośmielić,  wszystkich autorów blogów kulinarnych do udziału w mojej akcji "Najlepsze wiktuały w powiecie, czyli... kuchnia w klimacie międzywojnia " postanowiłam stworzyć post,  który, gdybym nie była jego autorką w pełni wpisywałby się w ramy akcji. 
Mam nadzieję, że was wprowadzi w klimat i zainspiruje do pracy twórczej.
W drodze na krótki wypoczynek, zapatrzona w uciekający za szybą krajobraz, powoli smakowałam delikatne, puszyste wnętrze drożdżowego ciasta ze śliwkami. Obowiązkowo z kruszonką, która zawsze znika na początku. 
Wraz z tym smakiem - prostym i miękkim, powróciły do mnie wspomnienia. Obrazy związane z dzieciństwem na wsi i z opowieściami mojego dziadka. Najlepiej zapamiętaną chwilą z pracy na roli, zbierania ziemniaków - moment przerwy po dzwonach na Anioł Pański. A z tą chwilą nierozerwalnie wiąże się smak ciasta drożdżowego popijanego wiejskim mlekiem, zjadanego w cieniu furmanki.
Co ciekawe mój dziadek opowiadał mi taką samą historię, tylko z sobą, a wcześniej z swoim tatą w roli głównej. Tak to jest, że ciasto drożdżowe jest idealne dla każdego podniebienia, niezależnie od wieku,  statusu społecznego czy epoki .
Idąc tym tropem w swoich rozmyślaniach (nie po raz pierwszy zresztą), zaczęłam wyobrażać sobie rolę ciasta drożdżowego w dwudziestoleciu międzywojennym. Szczerze - idealnie się wkomponowuje w moją sielską wizję tamtych czasów. A i w prawdziwą, niewyidealizowaną jeszcze lepiej. 
Bo ciasto drożdżowe pasuje zarówno do srebrnej patery, jak i wiklinowego kosza. Nie gorzej wygląda w  koszu piknikowym i  podróżnej sakwie zabieranej na polowania. 
Myślę, że zrobione z mąki zmielonej w pobliskim młynie, domowego masła i mleka z dodatkiem owoców z sadu smakowały tak dobrze, że nawet nie jesteśmy sobie tego w stanie wyobrazić i odtworzyć... Ale możemy spróbować stworzyć coś drożdżowego, co będzie przypominać tamten przysmak.
Ja już swoją próbę podjęłam i widok zajadających się wszystkich domowników (a i gości również), mówi mi, że wszystko wyszło znakomicie! 
P.S. Przepis, który podaję jest w mojej rodzinie od pokoleń, więc jest niezawodny.


Ponadpokoleniowe drożdżowe ciasto podróżne ze śliwkami i porzeczkami


Porcja na dużą blachę


Składniki: * 1 kg mąki (pół na pół  z pełnoziarnistą u mnie) * 6 dag drożdży * 20 dag cukru * 15 dag masła * 4 żółtka * 2 jajka *o, 5 mleka * 25 śliwek węgierek * 20 dag czerwonych porzeczek 

Kruszonka: 200 g mąki * 100 g masła * 100 cukru



Sposób przyrządzenia:

Aby przygotować zaczyn podgrzejmy lekko mleko (pamiętajmy, ma być ciepłe, nie gorące - inczej drożdże nie zaczną pracować), w misce rozetrzyjmy drożdże z łyżką cukru, dodajmy mleko, 12 dag mąki. Zostawić do wyrośnięcia. Zwykle trwa to około 20 - 30 minut, ale kiedy ciepło na polu, tak jak w niektóre ostanie dni, to czas wyrastania się skraca. 
W międzyczasie jajka ubić z resztą cukru. Masło stopić i ostudzić. Do miski przesiać mąkę (ja mieszam pół na pół pszenną białą z pełnoziarnistą, dodać ubite jajka, rozczyn i masło, a następnie wyrabiać do momentu, aż ciasto przestanie się kleić do rąk. 
Przykryć miskę ściereczką i zostawić w ciepłym miejscu do wyrośnięcia (aż podwoi objętość). 
Blachę wyłożyć pergaminem, śliwki poprzekrawać na pół i wypestkować.
Wyrośnięte ciasto wyrobić jeszcze raz krótko i podzielić na dwie części.
Pierwszą rozłożyć równo na blasze (trzeba popracować trochę palcami), a następnie ułożyć na cieście porzeczki. Przykryć drugą częścią i ułożyć pokrojone śliwki (trzeba je powciskać palcami w ciasto, żeby nie spadły podczas pieczenia, gdy ciasto będzie rosnąć). 
By przygotować kruszonkę po prostu mieszamy ze sobą wszystkie składniki. Posypujemy kruszonką.
Ciasto wstawiamy do nagrzanego (160 stopni z termoobiegiem) piekarnika na około 40 minut.



Smacznego!


czwartek, 8 sierpnia 2013

Uff... jak gorąco! Uff... lekkie spaghetti z pastą cukiniową!

Taki dzień jak dziś powinno się ogłosić międzynarodowym dniem bez sztuki. Bo czy ktokolwiek w takich warunkach, a przynajmniej, czy jakikolwiek "człowiek północy" jest w stanie kreatywnie myśleć w taki dzień? Według mnie nie jest to możliwe. Dlatego spędziłam ten dzień  przemierzając na rowerze cieniste, leśne szlaki. Co prawda nie dotarliśmy do celu, jakim było leśne jeziorko, ale samo poszukiwanie wystarczyło by wrócić do domu z przemożną chęcią zjedzenia czegokolwiek. Szybko.

Na szczęście brak kreatywności spowodowany upałem, nie pozostawił w stanie niespełnienia obiadowego. W czasie poprzednich, mniej gorących dni, kiedy jeszcze temperatura moich myśli pozwalała na ich swobodny ruch, przetestowałam genialne danie obiadowe.

Spaghetti z pastą z cukinii.To kompozycja wyjątkowo minimalistyczna i szybka do przyrządzenia. A szybkość wykonania, to w czasie upałów wyjątkowy walor. Każda minuta gotowania więcej, to jedna minuta więcej przekręcania się przed zaśnięciem, w dodatkowo podgrzanym mieszkaniu. Dlatego każda jest tak cenna.  Danie to przygotowuje się około 15 minut. Mniej się chyba nie da...

A smak was zaskoczy. Dodam, że bardzo pozytywnie :)


Lekkie spaghetti z pastą cukiniową


Skłądniki: * 2 średnie cukinie (około 40 g) * 4, 5 ząbków czosnku * oliwa do smażenia * sól * pieprz * bazylia * połowa opakowania pełnoziarnistego spaghetti * garść orzeszków pistacjowych


Sposób przyrządzania:

Cukinię pokroić na cienkie plasterki i eszklić na oliwie. Postawić w dużym garnku wodę na makaron. Jeśli ktoś lubi posolić ją ( ja osobiście się tego oduczyłam), wrzucić makaron do gotującej się wody i co jakiś czas mieszając gotwać 10 minut, przelać zimną wodą .
 Cukinię zostawić do przestygnięcia, w tym czasie obrać ząbki czosnku. Jeśli ktoś lubi wyraźny smak czosnku, niech doda ich trochę więcej. Czosnek  i orzeszki dorzucić do cukinii, zbelenderować. Następnie doprawić solą, pieprzem i bazylią. 
Przelany wodą makaron posypać pieprzem i wymieszać, aby się równo rozprowadził. 
Pastę przełożyć do osobnego naczynia, makaron nałożyć na talerze, lub też do jednej dużej miski i podawać.


Smacznego i pamiętajcie, że zawsze miło mi poznać waszą opinię!

P.S. 


wtorek, 6 sierpnia 2013

Chleb - dzieło sztuki ludowej z sekretnym składnikiem.

Ten chleb smakuje jak sztuka ludowa. 

To właściwie byłby wystarczający komentarz, gdybyście tak jak ja mieli  w tej chwili ten chleb w ustach. Ale, że niestety jeszcze nie macie, dodam parę słów.
Prosty, ale posiadający znamiona geniuszu. Znajomy, ale jednocześnie jedyny w swoim rodzaju. Dlatego właśnie skojarzył mi się z sztuką ludową. Bo tak jak ona żyła z ludźmi, była wśród nich każdego dnia, tak chleb jest naszym nieodłącznym towarzyszem. A przynajmniej moim. Nie wyobrażam sobie dnia bez kromki chleba, oczywiście wyłącznie tego pieczonego w domu. 

A ten jest wyjątkowy, mimo prostoty smaku. Wypróbowałam wiele przepisów na chleb, również z cukinią, tak jak ten i wiele z nich było dobrych. Ale żaden mnie nie zaskoczył tak jak ten. Bo czy to możliwe, żeby chleb z cukinią smakował jak wiejski bochen, wyciągnięty z prawdziwego pieca? 
Założę, się, że tak jak ja, większość z was odpowiedziałaby : - nie! A jednak wszyscy byśmy się mylili...

Kiedy rozkroiłam chrupiącą, brązową skórkę i zjadłam kromkę tego chleba, zastygłam na dłuższą chwilę, delektując się wilgotnym, wiejskim smakiem. A kiedy do tej kompozycji dołączyło masło osełkowe, stała się ona idealna. Powiem szczerze, że cały chleb zjedliśmy, albo popijając mlekiem, albo tylko z masłem, by nie zgubić tego niezwykłego, trudnego do opisania posmaku ludowości*. 

*Istniejącego mimo składników dość współczesnych, bo wszakże nie dość, że to chleb na drożdżach, to jeszcze cukinię uprawiać w Polsce zaczęto dopiero po II wojnie światowej...



Chleb wiejski z sekretnym składnikiem - kabaczkiem (cukinią)



Porcja na dużą blachę.


Składniki: *1 kg cukinii * 1 kg mąki pełnoziarnistej * 6 dag drożdży * łyżeczka soli * 2 łyżki miodu * łyżka cukru * 15 dag masła 



Sposób przyrządzenia:

Cukinię pokroić, podlać dwoma łyżeczkami wody i dusić do miękkości. Następnie ostudzić, zmiksować. Drożdże rozprowadzić w musie z cukinii z solą, miodem, cukrem i miękkim masłem.
Do miski przesiać mąkę, dodać drożdże i wyrabiać, aż ciasto przestanie się kleić do rąk. 
Odstawić na 30 min.
Wyrobić jeszcze raz, wyłożyć do blachy, odstawić na 15 min. 
Włożyć do zimnego piekarnika,  i piec 60  min w temperaturze 200 stopni. 
Chleb lepiej kroić następnego dnia, a nie będzie się się tak kruszył. 




Smacznego! P.S. Zapraszam do komentowania, bardzo miło byłoby mi poznać waszą opinię na temat przepisów i ogólnie bloga ;)

niedziela, 4 sierpnia 2013

Najlepsze wiktuały w powiecie, czyli... kuchnia w klimacie międzywojnia.

Choć doskonale wiem dlaczego, nie jest łatwo powiedzieć skąd wziął się pomysł na tę akcję. Bo tak naprawdę jest wiele przyczyn, nie tylko tych związanych z jedzeniem. I może właśnie to jest to.

Chęć, by jedzenie, nie było tylko paliwem dla organizmu. By nabrało duchowego wymiaru.

Wędrując w wyobraźni po przedwojennych dworach, uświadomiłam sobie że jedzenie, wspólne posiłki były nierozerwalnie złączone z pielęgnacją rodzinnych więzi, elementem scalającym wszystkich domowników. Były nośnikiem tradycji, zarówno tych rodzinnych, jak i lokalnych. Były również przejawem swego rodzaju patriotyzmu, poprzez kultywowanie wielowiekowych zwyczajów.


Najlepsze wiktuały w powiecie, czyli... kuchnia w klimacie międzywojnia.


Chciałabym, żeby ta akcja była dla was przygodą. Przygodą wyobraźni. Podróżą w tamten świat.
Dla miłośników literatury, nie będzie to większym problem, aby się wczuć ten klimat. Jeśli jednak ktoś nie przepada za książkami, polecam dla wprowadzenia się w klimat obejrzeć jakiś dobry film traktujący o tamtych czasach np. "Nad Niemnem", "Panny z Wilka", czy " Dowton Abbey", którego akcja rozgrywa się co prawda w Anglii, ale świetnie pokazuje kuchnię tego okresu.

Ważne jest dla mnie, abyście napisali dlaczego potrawę którą stworzyliście zaliczyć można do tego klimatu. Może być krótko i prosto, ważne żeby sensownie :)

Kolejnym warunkiem uczestnictwa w akcji jest zamieszczenie zdjęcia potrawy.
Spośród zgłoszonych wpisów wyłonione zostaną przeze mnie cztery najlepsze przepisy, które zostaną nagrodzone (choć nie wykluczam możliwości, że będzie tak dużo dobrych przepisów, że będę musiała przyznać jakieś dodatkowe nagrody :) ). Główna nagroda to mlecznik z Chodzieży, a pomniejsze to 3 filiżanki.

Akcja potrwa od 7 sierpnia do 24 sierpnia. I tu uwaga niespodzianka! Najlepsze przepisy zostaną przeze mnie wypróbowane na spotkaniu Towarzystwa Michała Archanioła, które odbędzie się w ostatni weekend sierpnia.

TMA to stowarzyszenie młodych ludzi, działające pod patronatem Fundacji Tradycji Miast i Wsi (którą ja wspomagam, a i wy też możecie, jeśli miłym jest wam kultywowanie tradycji, oraz pomoc młodym zdolnym ludziom) , którego celem jest łączyć ludzi, którzy kochają kulturę, nie wstydzą się czerpać z tego co przeszłe, nie odcinają się od dziedzictwa. Ludzie Ci mają różne poglądy polityczne, reprezentują różne szkoły ekonomiczne, ale to co ich łączy to Tradycja. Celem Towarzystwa Michała Archanioła jest też wskrzeszenie dawnych cnót, dawnych wartości, form, wartości, zwyczajów, sportów, pieśni... przede wszystkim zaś Tradycji Rzeczpospolitej - tej bez numerów, zamieszkiwanej przez różne narody, obejmującej tereny od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne.

Oczywiście później zamieszczę zdjęcia waszych potraw w moim wykonaniu. Jak widać patriotą można być nawet w kuchni :).






Zapraszam serdecznie wszystkich do akcji. Razem odtwórzmy klimat międzywojennej kuchni!

piątek, 2 sierpnia 2013

Przedwojenne winne lody arbuzowe z korzenną nutą.

Cienista aleja, ciągnąca się wzdłuż żwirowej, jasnej drogi, aż do podnóża schodów. Dalej czyste, choć wiekowe już wejście podpierane przez pomocne kolumny z gładkimi grzywkami, strzegące tego. co najpiękniejsze - tradycji. To wejście do świata, którego już nie ma. Nie ma materialnie, ale dzięki zdolnościom literatów, zachował się w naszych duszach. Dziś wydające się tak piękne, tak idealne życie w przedwojennym wiejskim dworze. Gdybym tylko miała możliwość wybierać swój czas i miejsce urodzenia, zapewne byłby to jakiś majątek ziemski na kresach. 
Ta wizja zrodziła się w mojej głowie podczas ostatniego pleneru, na którym dane było mi malować opuszczony drewniany dworek. Chcąc uchwycić jego dawny charakter, a nie zaś ten dzisiejszy smutny i opuszczony, jęłam wyobrażać sobie jak wyglądało tam codzienne życie. Mając w głowie wspomnienia  pozostałe z takich lektur jak "Nad Niemnem", "Pan Tadeusz", czy "Przedwiośnie" zanurzyłam się w ten idylliczny (z mojej perspektywy) świat...
A jak wiadomo, nieodłącznym składnikiem, porządkującym dzień  w przedwojennym polskim domu, z dobrego zwyczaju, parafrazując wieszcza, były wspólne posiłki. Przygotowane z trudem, czasem proste, czasem wykwintne,  skupiały rodzinę i pozwalały cieszyć się doskonałym smakiem jak i wyglądem potraw. Każdy posiłek był celebrowany, był pewnego rodzaju świętością. Jakże brak tego w dzisiejszym świecie.
Wracając do domu naszła mnie refleksja, że właśnie dzięki temu co robimy (bloggerki kulinarne) wskrzeszamy tę zniszczoną przez sowiecki ustrój tradycję. Postanowiłam więc przygotować coś wykwintnego i zaprosić moją rodzinę i znajomych na taki wspólny posiłek. A właściwie deser. Natchnął mnie do tego odcinek "Dowton Abbey", w którym cudownie pokazane jest funkcjonowanie kuchni w początkach XX wieku. 
Jak wiadomo każdy przedwojenny dom szczycił się swoimi unikalnymi przepisami na najlepsze w całym powiecie specjały. Ja od dziś będę się szczycić moimi autorskimi winnymi lodami arbuzowymi z korzenną nutą. Ale trochę wbrew tradycji, która każe zachować recepturę w ścisłym sekrecie, podzielę się nią z wami, byście też zasiadły z rodzinami, przy kawie z kożuszkiem ( niestety prawdopodobnie nie zaparzy jej osobna niewiasta, zwana kawiarką), oraz wykwintnych lodach arbuzowych. Ale pamiętajcie - dzieciom odłóżcie porcję przed dodaniem wina... 



Winne lody arbuzowe z korzenną nutą 


Składniki: * 300 g arbuza * 250 ml śmietanki 30% * 2 żółtka * 2 łyżki cukru brązowego * 50 ml białego wina * przyprawa korzenna

Sposób wykonania:
Arbuza wrzucić do blendera i zmiksować. W wysokim naczyniu ubić na sztywno śmietankę z 1 łyżką cukru. W innym zaś utrzeć żółtka z pozostałym cukrem. Wszystko razem połączyć, można zmiksować, tak aby powstała gładka masa. Następnie dolać wino i przyprawę korzenną, tak aby był wyczuwalny korzenny aromat, ale żeby nie zagłuszył wina. Całość wstawić do zamrażarki i co godzinę miksować, aż do całkowitego zamarznięcia. Oczywiście, jeśli ktoś ma maszynę do lodów, może to zrobić z jej użyciem. 
Dodatkowo, ja przed podaniem posypałam granulowanymi otrębami.


Smacznego!

P.S. 
Prawdopodobnie już wkrótce zorganizuję akcję kulinarną dotyczącą potraw osadzonych w klimatach przedwojennych majątków ziemskich. Ciekawe, czy byłby ktokolwiek chętny, na taką akcję? Ciekawe jak wiele osób w ogóle pamięta o tamtym  pięknym świecie?

czwartek, 1 sierpnia 2013

Tarnowski torcik serowy Leliwa bis.

Publikuję przepis na torcik jeszcze raz. Z przyczyn prozaicznych - byłam pewna że publikując go 29 lipca będę mogła go dodać do akcji z sernikami, żeby ujrzał on światło dzienne. A tu okazuje się, że akcja dopiero od 1 sierpnia. Mam nadzieję, że ujdzie mi to na sucho ;)Tutaj cały wpis o Leliwie


Tarnowski torcik serowy Leliwa





Składniki:

Spód: *150 g tartej marchewki  *50 g ananasa, posiekanego *40 g orzechów włoskich, posiekanych *40 g wiórków kokosowych *150 g mąki pszennej (można zastąpić razową) * 1 łyżka cukru waniliowego * 1 łyżka przyprawy korzennej * 1 łyżeczka cynamonu  * 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia * 2 jajka * 100 g cukru brązowego * 100 ml oleju *  3/4 łyżeczki sody oczyszczonej

Masa serowa: * 300 g twarogu tłustego, trzykrotnie zmielonego * 250 g serka mascarpone * 250 g serka "Twój smak" z Piątnicy, lub innego tego typu) * 2 jajka * 3 łyżki mąki ziemniaczanej * 40 ml śmietanki * 100 ml mleka skondensowanego * 1 cukier waniliowy  * 1/2 szklanka cukru brązowego * kieliszek wódki * 2 łyżki whiskey * 2 łyżki amaretto * kieliszek tarninówki (lub innego alkoholu, jeśli nie macie tarninówki)

Wierzch: * kilka łyżek konfitury śliwkowej * czerwone wino * roztopiona w kąpieli wodnej czekolada (kilka kostek)  




Sposób wykonania:



Spód: 

Do miski wrzucić marchewkę, ananasa, orzechy i wiórki kokosowe. Do drugiej miski przesiać mąkę, dodać cukier waniliowy, przyprawę korzenną, cynamon , sodę, proszek do pieczenia, szczyptę soli i wymieszać. W innej jeszcze misce ubić jajka z cukrem , aż staną się puszyste. Stopniowo, wciąż miksując dodać olej. Następnie do jajek dodać składniki z pierwszej miski, delikatnie wymieszać drewnianą łyżką. Potem dosypać mąkę i również delikatnie wymieszać. Na okrągłą formę, wyłożoną papierem ( tzn wyłożone niech będzie tylko dno, wtedy łatwo transportować sernik, np na paterę)  wyłożyć ciasto, tak aby było go więcej po bokach niż w środku - w trakcie pieczenia i tak trochę bardziej urośnie na środku. Wstawić do nagrzanego piekarnika (150 stopni z termoobiegiem)  na około 40 minut, tak żeby patyczek był suchy. Zostawić do ostygnięcia.

W czasie pieczenia się spodu, możemy przygotować masę serowa 
Do miski, lub miski miksera (najlepiej) wrzucić ser twarogowy, mascarpone, 'Twój smak", razem z mąką. Miksować krótko do połączenia składników, na małych obrotach. Stopniowo dodawać cukier. Kolejno wbijać jajka i po każdym przemieszać masę.  Następnie dodać śmietankę i mleko skondensowane, a później alkohol.  Całość wlewamy na chłodny spód. 

W rondelku rozgrzewamy konfiturę śliwkową, dodajemy czerwone wino, tak aby całość miała pół płynną konsystencję ( proporcję zależą od rodzaju konfitury, ja używałam dość gęstej domowej, więc musiałam dodać dość dużo wina). Zagrzać chwilkę, a następnie łyżką wykładać na masę serową "plamki", które następnie rozciągamy patyczkiem do szaszłyków, rysując duże ósemki.

Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 150 stopni (z termoobiegiem), a po 15 minutach zmniejszamy do 100 stopni i pieczemy przez 90 minut. Po upieczeniu uchylamy stopniowo co kilka minut piekarnik, a następnie zostawiamy na kratce do całkowitego wystygnięcia. Następnie ściągamy obręcz z tortownicy i wstawiamy na całą noc do wytężenia. 

BON A PETIT! 

P.S.
Torcik ten wymaga nieco pracy, ale gwarantuję doznania jak u młodopolskich artystów - zwłaszcza po zjedzeniu kilku porcji...



Można również finezyjnie zapakować każdą porcję. Ja w tym celu wykonałam takie opakowanie :) P.S. gdyby ktoś byłby chętny na takie opakowanie niech pisze :)