Żeby zdjęcia musiały tyle czekać, mimo, że już obrobione, wygładzone, wystrojone... Ponoć ryby, dzieci (to niestety bujda) i zdjęcia głosu nie mają, więc pewnie tylko dlatego nie słyszałam tych wszystkich ustyskiwań i psioczeń, które sypały się na moją głowę z folderu "Blog - zdjęcia"... Ale jak już wspominałam, grupa "Dzielne Niewiasty", działa na mnie bardzo motywująco, dlatego dzisiaj pogminastykowawszy nieco swój język pisząc maila na tenże temat, postanowiłam iść za ciosem i wreszcie opublikować, chociażby krótkiego posta.
Ciasto upiekłam i o obfotografowałam już ponad tydzień temu. W założeniu było to ciasto kompromis, tzn. w czasie poprzedzającym stworzenie tego ciasta miałam "okres kokosowy". Żywiłam się niemal samymi kokosami, czasami wzbogaconymi odrobiną miodu. Smak świeżego kokosa podbił mnie całkowicie, choć kiedy w myślach próbuję ustalić dlaczego, wymyka się to słowom.
Nie jest przecież ani słodki, ani soczysty, ani kwaśny. Jest naturalny. Smak naturalny dla organizmu. Korelowałoby to z tym, że wodę kokosową w czasie II wojny światowej używano do transfuzji, kiedy zabrakło prawdziwej krwi, ponieważ jest sterylna i przystosowuje się do składa osocza.
Tak coś musi w tym być, bo po zastanowieniu smak miąższu kokosowego jest czysty i pierwotny. Na szczęście natura wyposażyła go w tak przemyślany mechanizm ochronny, że nie potrzeba żadnych konserwantów, aby móc go przechowywać przez długi czas.
Dlatego chciałam, aby ciasto które postanowiłam upiec w sobotę było kokosowe. Ale żeby dogodzić też mojemu mężowi, poszukiwałam ulubionej przez niego konsystencji : wilgotnej i puszystej.
I tak oto powstało dość skromne, kompromisowe ciasto kokosowe.
Ale jako, że życie jest zawsze zaskakujące, owocu mojego kokosowego szaleństwa miała spróbować nie tylko moja rodzina:)
Bo jak powszechnie wiadomo, najlepsze są imprezy spontaniczne. Ta sobotnia nie była inna - kiedy ciasto stygło sobie na desce, pojechałam z koleżanką do galerii po... szpachlę. A przecież od szpachli wcale nie tak daleko jest do stoiska z dobrymi winami. A skoro mamy dobre wino, to trzeba się spotkać dłużej i porozmawiać. A skoro porozmawiać przy winie no to koniecznie trzeba przygotować coś pysznego (lub przynieść). W ten oto prosty sposób spędziliśmy przeuroczy, choć zaskakujący wieczór przy cieście kokosowym, dobrym winie, i innych smakołykach zrobionych w rekordowo krótkim czasie, gdy goście stali już u drzwi:)
Nawet Tobiasz tak się rozsmakował tym doborowym towarzystwie, że sen zmorzył go dopiero przed północą :)
Wybaczcie tak długi post, ale po takim okresie absencji trochę mnie poniosło:)
Kompromisowe ciasto kokosowe
Składniki:
* 250 g miękkiego masła * 1/2 szklanki drobnego cukru (można zastąpić miodem, około 5 łyżek )*4 jajka *2 szklanki mąki * 2 łyżeczki proszku do pieczenia * ½ łyżeczki sody oczyszczonej * 1 startego miąższu kokosa, ewentualnie szklanka gotowych wiórków kokosowych * 1 szklanka mleka kokosowego * pół szklanki startego miąższu kokosa do posypania
Sposób wykonania:
Miksujemy masło z cukrem. Kiedy uzyskamy białą, puszystą masę (jeśli miksujemy z miodem, trzeba to robić trochę dłużej).Cały czas miksując dodajemy po jednym jajku. Dolewamy mleko kokosowe i mąkę przesianą z proszkiem i sodą. Na sam koniec trzeba dosypać wiórki kokosowe. Jeśli dodawaliśmy miód zamiast cukru, trzeba spróbować surowego ciasta, czy nie jest za mało słodkie. Smarujemy masłem formę i pieczemy 150 stopni ( z termoobiegiem) przez około 60 minut. W połowie czasu posypać startym miąższem.P.S.
A przy okazji tych wszystkich "kokosowości", nauczyłam się wreszcie otwierać kokosa. Zawsze wydawało mi się, to tak trudne i pracochłonne, że nawet nie sprawdzałam jak się to powinno robić. A tymczasem wystarczy nawiercić jedną z trzech dziurek za pomocą korkociągu do wina, wylać mleczko kokosowe, a potem mocno uderzać tępą stroną noża wzdłuż obwodu kokosa, aż do momentu gdy pęknie. Wtedy rozdzielić go na dwie części i nożem z okrągłą końcówką podważać miąższ. Ale jak widać na zdjęciu na początku kokos jest też bardzo fotogenicznym owocem.
P.S. Poniżej zamieszczam zdjęcie (ten koło mnie to właśnie mój mąż ;)z wystawy dokumentującej fabularną grę miejską Tarnów'46, o której pisałam TUTAJ i TUTAJ. Wszystkich z okolic Tarnowa zapraszam do jej oglądnięcia ( Rynek 7, galeria ZPAP-u), naprawdę warto!