piątek, 31 stycznia 2014

Tiramisu spod znaku złota i agatu


Na początku chciałam przeprosić wszystkich, którzy śledzą mojego bloga, za tak długą nieobecność, ale koniec semestru i konieczność pracy w domu po godzinach uniemożliwiły mi jakąkolwiek inną aktywność niż zawodowa :)

Sztuka mieszka w kuchni - z założenia tytuł mojego jest metaforą, ale ostatnio stał się dosłowny! Cóż to oznacza? Nic innego jak grawerowanie ikony na kuchennym stole. Tak się złożyło, że kuchnia stała się najlepszym miejscem do prac plastycznych, gdyż z racji jej lokalizacji mogę spokojnie tu przesiadywać nocami, pracując przy cicho sączących się z głośników dźwiękach muzyki poważnej. Praca ta przypomina mi w wielu aspektach modlitwę. Nie da się jej robić równocześnie z innymi czynnościami, trzeba jej poświęcić całego siebie, całe swoje skupienie i ostrożność - jeden zły ruch, jedna dekoncentracja i ześliźnięcie się dłuta może spowodować nieodwracalne zmiany. 

W związku z tym mój kuchenny stół stał się w ostatnim czasie świadkiem rzeczy niezwykłych, gdyż po grawerowaniu  i założeniu pulmentu, zaczęłam "moją" ikonę złocić. A, że otrzymałam w tym celu prawdziwe złoto, którego wartość sięga setek złotych musiałam uczynić moje ruchy jeszcze ostrożniejszymi i precyzyjniejszymi. Złoty proszek, zmieszany z alkoholem stający się na chwilę przedziwną mieszaniną, nałożony na czerwoną glinkę, pokrywającą grawerunek po wyschnięciu nie ujawnia swojej urody. Jest matowy, żółto - pomarańczowy. Dopiero dzięki agatowi całość zyskuje blask. Jest to niezwykłe doświadczenie, kiedy matowa, lekko chropowata powłoka dzięki polerowaniu agatem nagle zaczyna lśnić i staje się gładka niczym lustro. Tak, agatowanie jest pięknym zwieńczeniem pracy włożonej w tworzenie ikony...
Wygrawerowana ikona, przed nałożeniem pulmentu i złoceniem(zdjęcia już wkrótce)

Ale skąd w tym wszystkim tiramisu? 

Z bardzo prostych powodów - kiedy grawerowałam ikonę, żadna przerwa nie była uzasadniona, pracowałam prawie cały czas. Natomiast złocenie wymusza naturalne, konieczne przerwy, kiedy naniesiona warstwa złota musi wyschnąć, by nadawała się do polerowania. A cóż zrobić w kuchni, w nocy z czasem wolnym, wynoszącym około pół godziny? Odpowiedź jest oczywista - zrobić tiramisu. Jedna 
 przerwa na zrobienie, druga na schłodzenie, a trzecia na delektowanie się tym wybornym deserem. 
I tak płynnym krokiem przechodzimy od sztuki sensu stricte do sztuki kulinarnej.

Wypróbowałam w życiu wiele przepisów na tiramisu, a ten który tutaj zaprezentuję jest wypadkowa ich wszystkich i wydaje mi się, że dzięki tym wielokrotnym doświadczeniom, udało mi się uzyskać idealny balans pomiędzy słodyczą mascarpone, kawowym aromatem biszkoptów i goryczką kakao. 


Tiramisu spod znaku złota i agatu




Składniki: *250 g serka mascarpone * 100 g brązowego cukru * trzy jajka * duża filiżanka mocnej kawy *  4 łyżki amaretto * opakowanie podłużnych biszkoptów "Lady fingers" (pomarańczowe w kropeczki) * kakao do posypania


Sposób przyrządzania: 


Oddzielić żółtka od białek. Żółtka ubijać z połową cukru, aż do momentu, kiedy masa stanie się puszysta i biała, połączyć z serkiem mascarpone. W osobnym naczyniu ubić sztywną pianę z białek z cukrem. Delikatnie połączyć z masą żółtkowo -serową (łyżką, nie mikserem). 
Do miseczki wlać ostudzoną kawę, dodać amaretto. 
Przygotować cztery pucharki, do każdego na dno nałożyć łyżką porcję kremu. Następnie brać po jednym biszkopcie, albo po połówce, zależy jak szerokie mamy  naczynie, szybko zanurzyć w kawie z amaretto i układać na kremie. Przykryć kolejną warstwą kremu i tak do wykończenia składników. ]
Na koniec posypać kakaem (przez siteczko drobne) i wstawić do lodówki, do schłodzenia. 




Smacznego!


Mascarpone Karnawał 2014