czwartek, 29 sierpnia 2013

Podsumowanie akcji "Najlepsze wiktuały..." i manewrów TMA w Tarnowie


Po długich, a ciężkich zmaganiach z komputerem, małym lenistwem i nie chcącym spać Tobiaszem, udało mi się zebrać siły, by podczas wypoczynku w rodzinnym domu na wsi, napisać podsumowanie dwóch akcji do których istnienia przyłożyłam rękę. Jedna to akcja kulinarna "Najlepsze wiktuały w powiecie,czyli... kuchnia w klimacie międzywojnia.", druga to tarnowskie manewry Towarzystwa Michała Archanioła. Jedna z drugą miała dość dużo wspólnego, gdyż uczestnicy TMAnewrów zajadali się potrawami przygotowanymi według niektórych przepisów z akcji. Niestety nie udało mi się przygotować wszystkich potraw, które zwyciężyły w akcji kulinarnej, gdyż ugotowanie np. sarniny dla dwudziestu osób, zdecydowanie przekraczałoby mój budżet (tzn. przekazany mi przez Fundację Tradycji Miast i Wsi). Nie mniej jednak manewry w Tarnowie, wbrew moim obawom były jednak sukcesem, a moim osobistym sukcesem było to, że nikt nie chodził głodny :). Manewry rozpoczęły się uroczystą kolacją, która z powodu mojego statystowania w filmie "TodMachine" - o czym opowiem innym razem, bo to też ciekawy projekt,  nieco się opóźniła.
Klimat był dość niesamowity, kiedy w środku Tarnowa, gotowałam pierogi na piecu kaflowym, wyjmując je ogromnie długą łyżką drewnianą, gdyż w całym tym zamieszaniu zapomniałam wziąć z domu cedzaka.
 A to wszystko przy akompaniamencie starych pieśni, śpiewanych piętro wyżej. Jedna fraza szczególnie przykuła moją uwagę - "...Głód, powietrze, ogień, woda ,I wszelaka zła przygoda...", która mnie nieco ponagliła w staraniach o jak najszybsze podanie kolacji ;).

 Kiedy jednak wszystko już się udało zrobić, goście na manewrach skosztować mogli pierogów ze szpinakiem, które przypadły im najbardziej do gustu, ruskich, z cukinią, kaszą gryczaną oraz z serem żółtymi,fetą i ziemniakami. Ja musiałam wracać do domu, do Tobiasza, ale rozmowy trwały jeszcze ponoć późno w noc...
Wykorzystując zapasy determinacji, by jak najlepiej wywiązać się z powierzonego mi zadania, udało mi się nazajutrz wstać na tyle wcześnie, by przygotować na śniadanie owsianki zapiekane, które już znacie z poprzednich wpisów. Panowie na początku byli nie ufni, kiedy usłyszeli, że to posiłek na słodko, ale później zauważyłam dokładki na ich talerzykach, co wywołało mały uśmiech na mojej twarzy :).

Po wielogodzinnych testach gry szlacheckiej, z których krótki reportaż możecie zobaczyć TU przyszedł czas na obiad, który udało się przygotować dzięki nieocenionej pomocy kilku manewrowiczów. Bo wbrew pozorom, przygotować obiad dla dwudziestu osób, to nie taka szybka sprawa...

 Zajadaliśmy się cielęciną według przepisu Chimka, z bloga Kuchniacyniczna.blogspot.pl, moim spaghetti z cukinią, oraz... ziemniakami po gotzku, popisowym daniem Dawida Hallmana  (osobiście przez niego doprawionym). A i żebym nie zapomniała o zupełnej nowości. Na manewrach powstało bowiem zupełnie nowe danie - pierogitta. To bardzo nowatorska potrawa, którą niezwykle łatwo wyczarować, jeśli akurat macie pod ręką kilkanaście ugotowanych wczoraj pierogów, które postanowiły stworzyć związek nierozerwalny żadną ludzką siłą. Należy wtedy pozwolić złączyć im się w jedno "ciało", tzn po postu podgrzać je na patelni, ciągle mieszając, aż powstanie z nich w miarę jednorodna masa. Wbrew uprzedzeniom estetycznym, pierogitta smakowała wybornie! ;)
Jeśli zaś chodzi o słodkości, to krucho-drożdżowe ciasteczka  z bloga Jedz i smakuj, okazały się wyśmienite. Zrobiłam z trzech porcji, a i tak wszystkie się rozeszły. Tradycyjnie, była też drożdżówka ze śliwkami, a także muffinki, z poprzedniego wpisu.





 Niestety śpiący Tobiasz, nie pozwolił mi uczestniczyć w wyprawie z pochodniami na górę św. Marcina w Tarnowie, ale za to dołączyłam do ekipy nazajutrz, podczas nagrywania starych pieśni, w studiu mojego męża :). A potem przyszedł czas rozstania, który umiliły mi podziękowania za chyba dość dobre jedzenie...
Ja natomiast chciałam podziękować wszystkim uczestnikom organizowanej przeze mnie akcji kulinarnej, bo choć nie było was wiele, część z was bardzo mile mnie zaskoczyła swoim zaangażowaniem. Mam tu na myśli w szczególności Chimka, który dodał, aż dwa przepisy, a każdy okraszony obszernym, niezmiernie interesującymi dobrze się czytającym komentarzem. Również autorka przepisu na Sarninę hrabiny bardzo się postarała. I świetnie wczuła się w klimat... W związku z tym niniejszym ogłaszam, że :

Mlecznik z Chodzieży wygrywa

Sarna z czerwoną kapustą jak z kuchni hrabiny     
Drugie miejsce, a zarazem filiżankę wygrywa Chimek. Za ogrom ciekawych informacji na temat kuchni międzywojennej, zaangażowanie i życzliwość (no i naturalnie za świetne przepisy).
Filiżankę otrzymuje również autorka przepisu "Kruche ciasteczka Pani Janki" 
Ostania filiżanka wędruje do Białogłówki, za piękne zdjęcia i ciekawy przepis 

Dziękuję wszystkim i mam nadzieję, że to nie nasze ostatnie kulinarne spotkanie! 
Poniżej zamieszczam wszystkie przepisy zgłoszone do akcji



2 komentarze:

  1. Tylko pozazdrościć takiej kulinarnej i nie tylko zabawy w Tarnowie:) Cieszę się, że ciasteczka smakowały:) Jak również ciesze się z wygranej:)

    OdpowiedzUsuń
  2. O kurczę, udało mi się coś wygrać!
    Szczerze się wzruszyłam, nie dane było mi to już od dawna. :)
    Serdecznie dziękuję i mam nadzieję, że kiedy mój mały podrośnie, też wybierzemy się na TMAnewry.

    Pozdrawiam!
    :)

    OdpowiedzUsuń